Zawsze jest tak samo. A może po prostu brak konsekwencji w działaniu?
W zasadzie nic mnie nie cieszy, nie bawi. A jednak czasami kusi. To miał być wyjątkowy SLAM i tak był reklamowany (http://slam.art.pl/aktualnosci/467/slamujemy-na-stadionie-gwardii-warszawa). Okazał się totalną porażką i pomyleniem wszelkich konwencji. Pomijam już fakt skojarzenia z ukulturalnianiem sportowców w epoce PRLu.
Po pierwsze – impreza miała rozpocząć się na stadionie Gwardii Warszawa o godzinie 15.30. O tej porze na miejscu nie było nikogo prócz organizatorów i dzieciaków myjących ławeczki. Żadnego nagłośnienia, żadnych występujących, żadnych widzów. Garstka żużlowców, kilka kamer i kilka osób przy grillowaniu kiełbasek.
Ale cóż, dowiedziałem się, że jednak pierwsza runda SLAMu, tzw. eliminacyjna zostanie odwołana i przeniesiona do klubu na ulicy Brzozowej. Miało to być o godzinie 21. Dokładnej nazwy klubu nikt nie pamiętał. Wiadomo było, że to dawna Tomba Tomba. I tyle.
Żal opowiadać co się działo zanim weszliśmy do środka (łaskawie).
Za to w środku lekkie (powiedzmy) wkurwienie zrekompensowało darmowe piwo i taki sobie catering.
O samym przebiegu SLAMU, do którego zgłosiło się też kilku piłkarzy, czy też działaczy Gwardii, najlepiej nie wspominać, bo to po prostu ŻENADA.
Na koniec otrzymałem pamiątkowy kubek z napisem – SLAM DLA GWARDII – czy jakoś tak, a także opakowanie malinowej herbaty – co chyba cieszy w tym wszystkim najbardziej.
Ale przynajmniej zdjęcia wyszły ciekawe. Marta i Danka cykały dość sporo:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Paweł, pierwsza fotka to dzieło!
Prześlij komentarz