Czasami odnoszę wrażenie, że z życiem naszym jest tak, że jak już raz się w coś wdepnie, wlezie czy wejdzie, trudno się z tego uwolnić. Przyczyn bywa oczywiście wiele. Rozmaite zbiegi okoliczności, mniej lub bardzie przewidziane sytuacje losowe, albo zwykła ludzka ciekawość. No, chyba, że się upieramy przy „szukaniu znaków” z kosmosu, który nam w jakiś tajemniczy sposób sprzyja – można i tak.
W moim przypadku sprawa ma się z warszawską Pragą, w którą jakiś czas temu wlazłem, a właściwie – wylazłem wprost z pociągu (ze Szczecina Głównego) na dworcu Warszawa Wschodnia. Jadąc do mieszkania na Marywilskiej, a więc na Białołękę, zwróciłem uwagę na kolorowy napis na jednej ze ścian – Dom Kultury Praga. Nie wiedziałem jeszcze, że mieści się przy Dąbrowszczaków, ani co tam się właściwie dzieje. Nie było mi to potrzebne, przyjechałem robić karierę w ubezpieczeniach. Nic bardziej mylnego. Kosmos robi swoje, tak jak zbiegi i zabiegi okoliczności. A przede wszystkim ludzie, których się po drodze spotyka. To właśnie odpowiedni ludzie spowodowali, że stworzył się klimat do stworzenia czegoś interesującego, nowego. Poddasze Literackie, Notatnik Satyryczny, Prawy brzeg, ULart, Slamery Christmas – zdawałoby się, że to już przeszłość. Właściwie dobrze się zdaje, z małym przyklejonym jak do buta „ale”.
W październiku wróciłem na Pragę wiążąc pewne nadzieje z Cafe Melonik. Zaczęło się bardzo obiecująco, jednak musiało się skończyć. Za to echa poprzednich lat gdzieś tam jeszcze rezonują, kuszą liftingiem i reaktywacją niektórych zdarzeń, tym bardziej, że znów trafiam na odpowiednich ludzi.
Szperając w różnych archiwach twardego dysku i Internetu, przypomniałem sobie o „Praskich Spotkaniach z Gwiazdą” (prowadzonych w DK Praga przez Jerzego Woźniaka) – cóż za górnolotna nazwa, pomyślałem, ale spróbuję się temu przyjrzeć. Spróbuję się z tym zmierzyć, skoro i tak chcę spróbować zmierzyć się z Pragą.
Wszędobylskie zbiegi okoliczności także i tym razem zamąciły w moich gdybaniach za sprawą okoliczności, w których spotkałem Pana Jurka (ale to już odrębna historia). Niemniej doprowadziły mnie (te zbiegi) do spotkania z Mają Komorowską, które zorganizował i poprowadził Jerzy Woźniak, a które miało miejsce w tej samej sali i na tej samej scenie, na której prowadziłem spotkania m.in. z Jackiem Dehnelem, Joanną Lech i Elżbietą Lipińską.
Pełna sala, mocny uścisk dłoni gospodarza i zaczyna się spotkanie. No właśnie, czy na pewno tylko spotkanie? Trochę spotkanie, trochę improwizowany spektakl, trochę wykład, a trochę wieczór poetycki. Wciąga. Wciąga też sposób prowadzenia, sposób prezentowania, zadawania pytań i samych relacji gospodarz-gość. I teraz rozumiem te pełne sale na archiwalnych zdjęciach. Do tego wszystkiego 13 grudnia 2011 roku. Właściwy czas, właściwi ludzie. Mam temat na wiersz i mam ten artykuł po długim czasie posuchy na moim blogu.
(plakat ze strony internetowej
DK Praga)