poniedziałek, 6 czerwca 2011

Anna Kalina Modrakis - "Prześwietlenie"




















W ostatnim czasie otrzymuję sporo książek, głównie poetyckich od różnych autorów i właściwie zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. Być może z sympatii, być może z empatii, być może z uwagi na to, że robię to, co robię, albo z nadzieją na tak zwaną „wymiankę”, a może bez przyczyny? Bez przyczyny byłoby najprzyjemniej i tej wersji bym się trzymał, ponieważ nie lubię zobowiązań.

Książkę A. K. Modrakis podarował mi Sławek Płatek po sympatycznym wieczorze spędzonym u Doroty Ryst po kolejnych „Spotkaniach Uli”. A były to wyjątkowo udane spotkania – po pierwsze Elżbieta Lipińska i Wioletta Grzegorzewska miały wspólny wieczór autorski, na którym pojawił się także Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, po drugie – otrzymałem w nagrodę nową książkę, a właściwie książeczkę Wioletty Grzegorzewskiej. I śmiać mi się chciało, gdy Sławek na wyjście powiedział – „SŁUCHAJ, JESTEŚ TAKIM DZIAŁACZEM, POWINIENEŚ MIEĆ TĘ KSIĄŻKĘ”. Ta, działaczem. Swoją drogą kiedyś na warsztatach (czymś w stylu dialogu społecznego) otrzymałem plakietkę podpisaną – Paweł Łęczuk – poeta, aktywista – bajer!

Ale do rzeczy. Dzień wcześniej Sławek-Redaktor Płatek pokazał mi dwie nowe książki wydawnictwa Stowarzyszenia Salon Literacki. Wtedy książkę Modrakis zobaczyłem po raz pierwszy. Owszem ładnie wydana. Są pewne niedociągnięcia, jednak uważam, że z czasem wydawnictwo sobie z nimi poradzi, w końcu to są ich wydawnicze początki.

Wcześniej słyszałem kilka wierszy autorki, które przy różnych okazjach czytała Dorota, bo już od jakiegoś czasu mówiło się o wydaniu tej autorki, o której nikt nic nie wie. W zasadzie wiadomo tylko, że jest z okolic trójmiasta i Sławek ją tam gdzieś odkrył.

Książka sobie troszkę leżakowała na moim stole, to na jednym, to na drugim, bo poezji ostatnio nie miałem chęci czytać – no było trochę Sommera, ale bardziej wciągająca proza Rudnickiego. W końcu w piątek jechałem do Piastowa i wiedząc, że „Zabicie czeskiego psa” jest już na ukończeniu, zabrałem do pociągu też „Prześwietlenie” Modrakis. No i cóż? Jak pisałem gdzieś wcześniej – na poezji to ja się nie znam, na pisaniu tzw. recenzji tym bardziej, sam zresztą piszę bardziej intuicyjnie niż zgodnie z jakimś planem (choć to nie jest do końca prawda). Jednak jest w tej książce coś, co mnie skusiło do napisania paru zdań na jej temat. Może ta tajemniczość wokół autorki? Nie wiem. Nie mniej – bardzo dobrze dobrane motto z „Szarych eminencji zachwytu” Białoszewskiego, które w jakiś sposób buduje nastrój całej książki:

Jakże się cieszę,

że jesteś niebem i kalejdoskopem,

że masz tyle sztucznych gwiazd,

że tak świecisz w monstrancji jasności,

gdy podnieść twoje wydrążone

pół-globu

dokoła oczu,

pod powietrze.

Jakżeś nieprzecedzona w bogactwie,

łyżko durszlakowa!

Z drugiej strony widząc na wstępie Białoszewskiego mam pewne obawy, że będzie trochę wtórnie. Okazuje się, że nie. Że to tylko taki ozdobnik i z każdym wierszem jest coraz lepiej.

Zaczyna się wierszem „awokado ad astra” – „a gdyby tak przekroić na pół jeden dorodny / dzień…” – no właśnie, to tak samo jak otwieraniem nowych książek i chyba dobrze,
że redaktorzy (Dorota i Sławek) ten wiersz wybrali na dobry początek. Zapowiada wiele dobrego wewnątrz, smaczny miąższ. I dalej: „wniebowstąpienie”, „nieciągłość” – niby banalne, a jednak zastanawiające fragmenty – „może to ja jestem po niewłaściwej stronie kropli”, albo „możliwe, że jutro będziesz kimś nieznanym”. Generalnie jakby ograne motywy i może nawet zużyte w przeszłości, a jednak wracają, jak dobry riff, czy brzmienie samej tylko gitary, a jednak inspirujące.

Jest grupa wierszy („ojciec”, „moja prababcia”), która kojarzy mi się ze sposobem pisania Teresy Radziewicz, ale to pewnie przez to, że ostatnio znów w jakiś sposób jestem w twórczości Teresy i trudno się od tego wrażenia odkleić.

Jest proza poetycka (ale może tylko ja tak to nazywam), może nawet ekfraza: „obraz: grupa kobiet na ciemnym tle”, „20 X” – Modrakis radzi sobie z wierszem pisanym prozą, zostawia nawet niedosyt.

I tak sobie płynę przez tę niedługą książeczkę i dojeżdżam już do Piastowa z frazą: „wczesnoporonne gazety przyniosły rozkaz” – w głowie. Bo tak mi zostało. I dobrze. Dobrze, że jest książka Modrakis tak inna od książek kobiet – bez tego pieprzenia, onanizowania, parzenia, gwałcenia, feminizowania, bez tych kutasów i macic i blizn, bez zapaści, nawrotów i traum. Kobieta-nie kobieta mówiąca o innych jako kobietach, żyjąca tu i teraz, a jednak zastanawia się z jakiego powodu jest tu i teraz i co będzie dalej „myśląc o grawitacji matce wszystkich / uległości”.


3 komentarze:

Teresa Radziewicz pisze...

O, Pawle, a co to znaczy, że "znów jesteś w twórczości Teresy"? :))))

Poza tym - ciekawa jestem "Prześwietlenia", teraz tym bardziej.

Paweł Luis pisze...

oj, znaczy co znaczy ;-)

Teresa Radziewicz pisze...

No to żem się dowiedziała... :/
:D