Mała wróżka, mówili szeptem do siebie.
Pokazywali palcami, opowiadali żonom
przed snem, mężom w czasie obiadu i
matkom, braciom, siostrom, kolesiom.
To określenie do niej pasowało.
Niska, korpulentny kształt, czarne włosy
i ten pyzaty nosek, jak u świnki Piggy.
Podobno, kiedy miała cztery lata,
podała ojcu sześć cyfr, które później
wylosowała maszyna. Mała wróżka –
- powiedział czytając kupon i patrząc na
każdą z wylosowanych piłeczek.
Wróżby wróżbami, kto chce, niechaj w plotki wierzy.
Te wszystkie szepty, pełen zazdrości wzrok,
opowiadane innym historie. Ta zawiść.
Kto by pomyślał, że właśnie ona jest najlepszym
w kraju sprzedawcą ubezpieczeń? Że podpisuje
miesięcznie tyle kontraktów, ile najlepsi agenci
przez cały rok nie dają rady. A niby taka mała!
Mała i cwana. Do tego wróżka. Bo kiedy siedzi
w tym swoim salonie. Rozkłada karty, horoskopy, fusy
i co tam jeszcze – kiedy mówi o tych nieszczęściach,
co w przyszłym tygodniu, albo za rok – zadaje
jedno proste pytanie.
A jednak działa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz