wtorek, 4 grudnia 2007

Koko

Uwaga ! Uwaga ! Zginęła Koko!


Zwiała wczoraj z kurnika. Była wieśniarą ciekawą życia prawdziwych miejskich kur. Nudziły ją drętwe kapłony i stada głupich gęsi. Całą noc włóczyła się po jakimś lesie. Bez kompasu, bez mapy, bez czołówki. Tylko dwie kurze łapki dźwigające upierzony korpus, parę oczu na głowie i dziób. W chwilach zmęczenia myślała o matce - ileż trzeba mieć sprytu, żeby wysiadywać jajo złożone samotnie pośród pokrzyw między dwoma krzakami agrestu. Koko zazdrościła starej kurze tej przebiegłości. Nie chciała być gorsza. Kiedy było jej zimno, przypomniała sobie stare kurze porzekadło - marzną tylko biedni i głupi. Nie chciała być uważana ani za jedną, ani za drugą. Marzyło jej się, by mówiono o niej: ta sprytna Koko. Zwiała przecież do miasta szukać sławy, dostatku i szczęścia, którego dotychczas nie zaznała.
Kurza melodia co jakiś czas powracała w jej ptasim móżdżku. Ale była ambitna. Uczyła się nowych zwrotów, poznawała nowe zwyczaje i miejsca. Kurza twarz nabierała ogłady z każdym pianiem koguta na dzień dobry. Nauczyła się omijać chińskie budy, restauracje KFC i śmietniki pełne resztek po McCheeken'ach. Cienko piała ze strachu tylko na widok pieczonych na rożnie kurczaków. A, że nie była doświadczonym mieszczuchem, zaprzyjaźniła się łatwo z pierwszym lepszym napotkanym gołębiem, chociaż wiedziała, że nie był zaobrączkowany i długo się nie nacieszy jego towarzystwem. Kto wie, może chciała po prostu nauczyć się latać, być pierwszą kurą w kosmosie znaną jak pies Łajka? Wyjść z ograniczeń swojej kurzej egzystencji? A może chciała odkryć jakąś Kurlandię? Nie wiadomo. Ale czasem dobrze jest wiedzieć mniej. Lepiej się wtedy śpi - Koko o tym wiedziała. Naoglądała się przecież bilboardów z napisem: "free your mind" i brała to bardzo do siebie.
Gdyby była człowiekiem, mogłaby stanowić wzór lojalnego konsumenta niejednej marki. Jednak była kurzym farbowanym lisem, wiejską dziewką, Madeinusą, która rzuciła się w wir wielkomiejskiego życia. Miała wrażenie, jakby z każdą chwilą smakowała ziarna najwyższej klasy, dziobała najbardziej soczystą trawę i zakąszała tłustymi porcjami wykwintnych w smaku dżdżownic. Doszło do tego, że zaczęła mówić o sobie - hedonistka. Kurza próżność kazała jej coraz częściej chodzić na koncerty zespołu Hedone. A wolny gołąb coraz bardziej się od niej oddalał. Coraz rzadziej i rzadziej się widywali. Któregoś dnia po prostu zniknął. Koko zupełnie się tym nie przejmowała. Jedyne, co ją trapiło, to robić wszystko, by nie paść ofiarą ptasiej grypy, kurzej dżumy dwudziestego pierwszego wieku naszej ery. Tymczasem, idąc z Sheratona do Sejmu wpadła pod koła kombajnu do zbierania kur po wioskach. Taka to była Koko.

Brak komentarzy: