niedziela, 27 stycznia 2008

Pierwszy krzyk

Dzień Dialogu z Islamem (Polska)
Dzień Pamięci Ofiar Nazizmu
Światowy Dzień Trędowatych

27 stycznia 1756r. w Salzburgu urodził się W.A. Mozart

27 stycznia 1978r. w Drezdenku urodził się Paweł Łęczuk



Dzisiaj świat wygląda zupełnie inaczej. Życie wydaje się inne. Bardziej kruche, ulotne. Pewne sprawy stracone. Dziś nie muszę unosić wysoko głowy, ani krzyczeć, aby ktoś dorosły usłyszał. Przeciwnie – to ja schylam głowę i nadstawiam ucho by słyszeć podlotki. A przecież nie tak dawno byłem jeszcze niczego nieświadomym brzdącem.

Nie znam szczegółów dnia mojego przyjścia na świat. Swoją wiedzę na ten temat zawdzięczam tylko enigmatycznym dygresjom rodziców, rodzeństwa i niektórych sąsiadów. Z pewnością była wtedy sroga zima, a cała Lipinka przykryta śniegiem tak samo jak polne ścieżki prowadzące do lasu. Jezioro skute grubym lodem. Śnieżne zaspy solidnie utrudniały życie niektórym drwalom, ale dla dzieci to była atrakcja. Szyby w oknach były pokryte szronem uformowanym w najprzeróżniejsze kwieciste kształty. A z każdego komina we wsi unosiły się smugi mglistego dymu. Lipinka wyglądała inaczej niż dziś. Tam była młodość i radość. Ludzie uśmiechali się jeszcze do siebie.


Tej nocy, kiedy przyszedłem na świat, całą wieś ogarniał twardy spokojny sen. Tylko mój tata nie mógł spać i chyba przeczuwał moją obecność. Przypuszczał, że już jestem na świecie i daję o sobie znać personelowi szpitala w Drezdenku. Co prawda, jestem czwartym z kolei dzieckiem, ale drugim synem i to był powód do dumy dla ojca. Następnego ranka na swoim komarku przybył na porodówkę uściskać żonę i rozwrzeszczane maleństwo.

Mój starszy brat był bardzo zdziwiony, że jestem taki malutki – kiedy on nam urośnie – pytał ciągle mamy. Z siostrami było inaczej. Cieszyły się, że otrzymały żywą lalkę i chętnie zabierały mnie na spacery. Wszystkie nastolatki z Lipinki i Radęcina robiły „a ti! ti! Bobasku!” i inne takie głupoty. Żadnej do głowy nie przyszło, że za cholerę nie wiem, o co im chodzi. Ryczałem, bo narobiłem w pory, a nie ze strachu przed kimś lub czymśtam. Woziły mnie te zgraje panienek po kocich łbach, po polnych drogach, łąkach i lasach. Zabierały na plażę. Aż pewnego dnia, okazało się, że w te wszystkie miejsca mogę dotrzeć na własnych nogach – zacząłem chodzić. Dla mamy to było prawdziwe utrapienie. Jak nie wpadłem do gnojówki, to przewrócił mnie zły kaczor, kogut podziobał nogi, albo zaliczyłem upadek w pokrzywy. Poznawałem podwórko metodą prób i błędów. Wszyscy z rodziny chętnie się zajmowali małym Pawełkiem diabełkiem – przynajmniej w pierwszych latach mojego życia. Trzydzieści lat temu - w czasach, z których niewiele już dzisiaj pamiętam.






Dzisiaj?
Proponuję posłuchać Elżbiety Wojnowskiej:
http://wampirca.wrzuta.pl/audio/9VFCwjvPDS/17_-_elzbieta_wojnowska_-_zycie_moje

Zapomiałbym o ważnej rzeczy. Coś w rodzaju hymnu:
http://pl.youtube.com/watch?v=WUdP65zSp5U



Brak komentarzy: