wtorek, 29 stycznia 2008

Mądrość słowa

I

Jednak lepiej jest
nie mówić zbyt wiele,
nie mając pewności, że
słowa nie wrócą z impetem.


II

Czasami dobrze jest
ugryźć się w język
Nie obiecywać zbyt wiele.


III

Uprzejmość. Takt. Kultura.
Są jak niewidzialne ciosy, które
usypiają czujność wroga.
Należy w sobie wypracować
nawyk uprzejmości, ażeby łatwiej
i sprawniej pokonywać trudności
zachowując energię i czas.


IV

Nie powinienem przywiązywać się
do spotykanych wszędzie ludzi.
Powinienem się do nich przyzwyczajać.


V

Wytrwałość i cierpliwość powinny być
jak starsze siostry, które w chwilach słabości
potrafią doradzić, pocieszyć i opierdolić.
Zbyt mało w nas tej siostrzanej opieki.

VI

Ćwiczmy naszą cierpliwość, wytrwałość
i wyrozumiałość.

niedziela, 27 stycznia 2008

Pierwszy krzyk

Dzień Dialogu z Islamem (Polska)
Dzień Pamięci Ofiar Nazizmu
Światowy Dzień Trędowatych

27 stycznia 1756r. w Salzburgu urodził się W.A. Mozart

27 stycznia 1978r. w Drezdenku urodził się Paweł Łęczuk



Dzisiaj świat wygląda zupełnie inaczej. Życie wydaje się inne. Bardziej kruche, ulotne. Pewne sprawy stracone. Dziś nie muszę unosić wysoko głowy, ani krzyczeć, aby ktoś dorosły usłyszał. Przeciwnie – to ja schylam głowę i nadstawiam ucho by słyszeć podlotki. A przecież nie tak dawno byłem jeszcze niczego nieświadomym brzdącem.

Nie znam szczegółów dnia mojego przyjścia na świat. Swoją wiedzę na ten temat zawdzięczam tylko enigmatycznym dygresjom rodziców, rodzeństwa i niektórych sąsiadów. Z pewnością była wtedy sroga zima, a cała Lipinka przykryta śniegiem tak samo jak polne ścieżki prowadzące do lasu. Jezioro skute grubym lodem. Śnieżne zaspy solidnie utrudniały życie niektórym drwalom, ale dla dzieci to była atrakcja. Szyby w oknach były pokryte szronem uformowanym w najprzeróżniejsze kwieciste kształty. A z każdego komina we wsi unosiły się smugi mglistego dymu. Lipinka wyglądała inaczej niż dziś. Tam była młodość i radość. Ludzie uśmiechali się jeszcze do siebie.


Tej nocy, kiedy przyszedłem na świat, całą wieś ogarniał twardy spokojny sen. Tylko mój tata nie mógł spać i chyba przeczuwał moją obecność. Przypuszczał, że już jestem na świecie i daję o sobie znać personelowi szpitala w Drezdenku. Co prawda, jestem czwartym z kolei dzieckiem, ale drugim synem i to był powód do dumy dla ojca. Następnego ranka na swoim komarku przybył na porodówkę uściskać żonę i rozwrzeszczane maleństwo.

Mój starszy brat był bardzo zdziwiony, że jestem taki malutki – kiedy on nam urośnie – pytał ciągle mamy. Z siostrami było inaczej. Cieszyły się, że otrzymały żywą lalkę i chętnie zabierały mnie na spacery. Wszystkie nastolatki z Lipinki i Radęcina robiły „a ti! ti! Bobasku!” i inne takie głupoty. Żadnej do głowy nie przyszło, że za cholerę nie wiem, o co im chodzi. Ryczałem, bo narobiłem w pory, a nie ze strachu przed kimś lub czymśtam. Woziły mnie te zgraje panienek po kocich łbach, po polnych drogach, łąkach i lasach. Zabierały na plażę. Aż pewnego dnia, okazało się, że w te wszystkie miejsca mogę dotrzeć na własnych nogach – zacząłem chodzić. Dla mamy to było prawdziwe utrapienie. Jak nie wpadłem do gnojówki, to przewrócił mnie zły kaczor, kogut podziobał nogi, albo zaliczyłem upadek w pokrzywy. Poznawałem podwórko metodą prób i błędów. Wszyscy z rodziny chętnie się zajmowali małym Pawełkiem diabełkiem – przynajmniej w pierwszych latach mojego życia. Trzydzieści lat temu - w czasach, z których niewiele już dzisiaj pamiętam.






Dzisiaj?
Proponuję posłuchać Elżbiety Wojnowskiej:
http://wampirca.wrzuta.pl/audio/9VFCwjvPDS/17_-_elzbieta_wojnowska_-_zycie_moje

Zapomiałbym o ważnej rzeczy. Coś w rodzaju hymnu:
http://pl.youtube.com/watch?v=WUdP65zSp5U



piątek, 25 stycznia 2008

bezsennienie

dyskretnie ocieram z czoła
przezroczyste groszki
podbiegałem próbując się
w maratonie codziennych spraw

wyciągam jedną
z trzydziesty dłoni
(po jednej na dzień)
a każdy z palców
żądny złotego krążka

i znów

wkraczam w objęcia ramion
łączących przeciwległe brzegi
ścigam się kreatywnie
mała czarna potem druga
z ekspresu gorzka i z mleczkiem

bezsennieję



środa, 23 stycznia 2008

www.nasza-klasa.pl


Kto dzisiaj chciałby słuchać Kaczmarskiego?
Chyba tylko pokolenie naszych rodziców.

Jeszcze chłopcy z Habakuka i załoga Grabaża.
Pozostali słuchają już tylko ich.

Co się stało z naszą klasą – kto teraz pisze
takie pieśni? Kto się nad tym zastanawia?

Uzupełniają się listy obecności, przychodzą
spóźnialscy. Przybywa zdjęć dziatwy – tamtej klasowej

i tej własnej, z dorosłego życia. Zapełnia się skrzynka
odbiorcza i wiecznie przeciążone serwery.

Świeczek przy grobie Jacka z każdym rokiem przybywa.
Wszyscy wiedzą o nas więcej, aniżeli my sami.


Fot. M.Kobyliński

poniedziałek, 21 stycznia 2008

radioterapia (biczowanie dźwiękiem)

puk puk puk zapraszamy do reklamy
para pa pa pa rmf fm
pin 102 fm
radio zet i już
radio wawa zawsze polska muzyka
słucham tylko mamy i radia
największa filharmonia świata w twoim domu
rmf classic inspirujące
słucham taty i radia
antyradio niegrzeczne dziecko eteru
bardzo inna stacja
radio dla ciebie
lato z radiem
złote przeboje
radio taxi
video killed the radio star

niedziela, 20 stycznia 2008

Już prawie jesień

Już prawie jesień, noc długa i dzień
paskudny. Szyby deszcz atakuje.

Naciąga struny, śpiewa z Bułatem.
Podobno ktoś rzucił rękawicę
ale wzrok ma nie ten i schylanie
już nie dla niej chociaż bardzo się rwie.
Nienada, powiedzieli lekarze.

Długie wieczory spędza samotnie
studiując wciąż horoskopy, hunę
i całą dostępną ezoterię.
Może tam znajdzie wreszcie odpowiedź.
Tymczasem wiatr w szparach pogwizduje
i myśli sprowadza smętne jakieś.

Melancholnieje. Już prawie jesień
paskudna. Szyby atakuje deszcz.

piątek, 18 stycznia 2008

więc

nie mam już smaku kochanie
i wszystko mi jedno co jadam
więc się kochajmy

niedługo całkiem oślepnę
albo zachoruję na raka
tylko jeszcze nie wiem - wątroby
płuc żołądka siatkówki oka czy mózgu

spośród ponurych dźwięków trupiej gamy
można sobie ułożyć dowolną melodię
pod warunkiem że ma się pamięć
i słuch

więc się kochajmy
nie musisz się starać aby ten zaczyn
wyrósł na smakowicie wyglądający bochen
ja nie poczuję nie zobaczę nie dotknę

więc
tylko to nam zostaje


http://pl.youtube.com/watch?v=SnU0VpzVZN8

czwartek, 17 stycznia 2008

Najlepsza historia

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje, a kołaczącemu zostanie otworzone.
(Łk 11, 9 - 10)

Gdyby Admin był Bogiem, istniałaby szansa,
że ktoś odbiera te mejle posyłane w kosmos,
jak skargi.

Wolna amerykanka bytów. Można zmieniać
loginy, wedle potrzeby. Unicestwiać i tworzyć
na nowo.

Banicja trolli. On mnie uraził, Panie, trzeba
go zbanować. Nie ma bezkarnych nicków.
Pamiętaj o tym.

Ucieczka głupców, straszonych rzezią
niewinnych haseł. Bywa, że tak powstają
historie najlepsze.

A jeśli, to Bóg jest Adminem świata?

środa, 16 stycznia 2008

marszałkowska-warszawa-polska

zwarte w szeregu kolejno
aż wstyd wymieniać
sex shop peep show
sex shop kebab
kebab chińczyk
sex shop do którego wchodzi starszy brodaty pan
sex shop z którego jakiś inny starszy pan wychodzi
sex shop chińczyk z pijaną obsługą
chińczyk kebab wstawieni oczekujący
sex shop kabiny dvd
obiady domowe
sklep tybetański
mała naklejka z napisem free tibet
sex shop chińczyk
nocny kebab
marszałkowska
warszawa
polska




wtorek, 15 stycznia 2008

Może

Nasze kłamstwa są jak smrodliwe powiewy
puszczane ukradkiem pomiędzy kolejnymi

napadami udawanego kaszlu. Naszym językiem
są te spojrzenia i gesty,

z których wynika, że nic nie wiemy.
Każde z nas udaje kogoś innego.

Może, gdyby symbole miały jakieś znaczenie,
odczytałbym taką wiedzę między cyframi

zanim odbiorę telefon. Zamiast wpisywać
swoje nazwisko na listę oczekujących.

Zwykle wyciszam dzwonek - stąd tyle
nieodebranych połączeń - żadnych cyferek.

Tylko nieznane numery.

niedziela, 13 stycznia 2008

Dla siebie

Strumień ciepła odwraca kierunek biegu.

Jeszcze świeci się lampka jak dioda w respiratorze.
To jest właśnie ta chwila gdy oni coś sobie wyznają.
I nieważne, czy jest to pierwsze spotkanie w blasku księżyca,
rozmowa per rectum, czy o dupach przy wódce.

Nie ma już czasu na obmyślanie defensywnej
strategii. Na ciepły smrodek spokojnego trwania.

W oddali widoczne światełka. Pod ołtarzykiem
z wizerunkiem Świętego, słychać odgłosy
paciorków obijających się lekko o siebie.

Rześki powiew myślenia, że życie ma sens.

sobota, 12 stycznia 2008

Płyniemy

Słoneczny wiatr pogrywa w kulki.
Astrologia jest zła. Choruje na wypryski
nienazwanych konstelacji.

Myśli krążą wokół widma jak łuna
miliona larw ochotki w godowym tańcu
nad Jeziorem Malawi.

Jak zużyte fusy w gwieździstej torebce
wrzucone w otwór egzystencjalnej kloaki
z napisem zła dieta, albo palenie zabija.

Linia życia meandruje jak hektolitry fluwialnej masy
złożonej w ciek.

czwartek, 10 stycznia 2008

Inaczej

Jerzy Owsiak wymyślił kiedyś hasło - letnia zadyma w środku zimy.
Już niedługo będzie znów cytowane na kolejnym finale WOŚP.
Smak lata? Nikt już nie śpiewa - adios pomidory.
Ale chłodnik! to jest dopiero uczta!


zrobiłem sobie chłodnik bledszy jest od barszczu
za to w smaku po stokroć bogatszy
lepszy od whisky z lodem i wszystkich
ice tea razem wziętych
gęstwina brudnego różu z twardymi jajami niby nic
a jednak trzeba się było wznieść na wyżyny
przedziwnej sztuki kulinarnej

środa, 9 stycznia 2008

Czarna bluzka

Jak ty to robisz, że tak zniewalająco pachniesz
- spytała, kiedy tańczyliśmy "burn it blue".
Wygłupiałem się i odpowiedziałem, że pochodzę
z dalekiej krainy. Że od wieku niemowlęcego
sadzano mnie pod drzewem sandałowym.

Każdą potrawę przyprawiano szafranem,
a do kąpieli wrzucano mi płatki róż albo fiołki.
Skórę natłuszczano olejkami i nago kładziono
w jedwabną pościel. Nigdy nie paliłem, nie piłem
alkoholu i nie jadłem mięsa - nie ma we mnie agresji.

Moje ciało pozbawione jest owłosienia. Skóra
zatrzymała świeżość i zapach sprzed lat.
Chodzę w sandałach przez cały rok - nie choruję.
Unikam wzruszeń i spaceruję przed snem.
Ale już tak nie pachnę jak dawniej. Jednak wietrzeję,
chociaż staram się nie przegrzewać.

Jesteś dziwakiem - powiedziała i poszła
zostawiając mnie z nutą zapachu od Celine Dion i
wspomnieniem secret-plam pod pachami czarnej bluzki.

niedziela, 6 stycznia 2008

Tobiasz

Noc już prawie minęła. Świt pukał do drzwi. Za oknem słychać było szumiące oddechy miasta wymieszane z lekkim jesiennym wiatrem. W pokoju było cicho i spokojnie, jak bywa między nocą a dniem.
Skulony, siedział w bujanym fotelu przy regale z książkami ćmiąc starą fajkę, z której dym rozchodził się na całe pomieszczenie. Na niewielkim stoliku paliła się świeczka. Średniej wielkości pokój był już reliktem przeszłości. Dzisiaj nikt nie urządza wnętrz w taki sposób (nowy design nie odzwierciedla osobowości. Wszystko jest zimne, surowe i sztuczne, albo z Ikei). W pokoju spędzał najwięcej czasu. Pracował, marzył, jadał i spał. Obrazy i fotografie w pomieszaniu ze starymi meblami, książkami i pamiątkami z podróży tworzyły efekt tajemniczości, która wnika do wnętrza człowieka. Tobiasz traktował swój jedyny pokój jak człowieka, z którym się rozmawia, pije, którego się pociesza, dopieszcza, a czasem wyzywa i razem z nim płacze. Bywało, że zamykał się na kilka dni i spędzał czas na przeglądaniu pamiątek i zachowanych zdjęć oraz słuchaniu ulubionych płyt. Nie odbierał wtedy telefonów, nie otwierał drzwi. Mówili, że to dziwak i świr. Ale przecież o każdym samotniku tak mówią.
Otworzył oczy i spostrzegł, że świeczka wygasła, a przez otwory w żaluzjach docierały coraz jaśniejsze promienie światła. Noc dobiegła końca. Musiała udać się na spoczynek powierzając losy świata swojemu koledze, na którego wszyscy mówimy – dzień.

***

Poranek. Z otwartego okna dochodziły odgłosy przejeżdżających samochodów. Słychać było fragmenty rozmów i szczekanie psów w oddali. Tobiasz ogarnął pokój z porozrzucanych płyt i fotografii. Z trudem włożył wysłużone spodnie i starą marynarkę, krzywiąc się z bólu. Wyszedł. Za chwilę powrócił. Zamknął okno i wyciągnął z kieszeni płaszcza wiszącego w szafie skórzany portfel. Na ulicy onieśmielił go ostry promień wczesnojesiennego słońca podrażniający oczy. W końcu jednak trafił do niewielkiego osiedlowego sklepiku. Sięgnął wzrokiem na półki, wreszcie kupił, co trzeba, zapłacił i wyszedł. Ciekawski sprzedawca toczył za nim wzrokiem aż do wyjścia, po czym obsługiwał kolejnych klientów. Tymczasem Tobiasz uzupełnił zakupy w kiosku obok i wrócił do ciasnego mieszkania. Po wielu zabiegach w kuchni, udało mu się wydobyć mały garnek. Wlał do niego odrobinę wody, a następnie około ćwierć litra mleka i zagotował. Potem wyciągnął z szafy głęboki talerz i wsypał tam sporą ilość płatków kukurydzianych, następnie zalał całość gorącym, jeszcze parującym mlekiem. Zaparzył filiżankę kawy i rozpoczął śniadanie. Najpierw sączył mleko z talerza i przegryzał to suchą bułką, a potem zjadał nasiąknięte mlekiem i posklejane w gęstą maź płatki. Wszystko popił dwiema filiżankami mocnej kawy.
Po chwili był już w pokoju. Pośród gąszczu zakurzonych książek odnalazł zawiniątko, które nagle wyleciało z książki, którą chciał prawidłowo ułożyć na półce. Kilka pożółkłych kartek zapisanych ćwierć wieku wcześniej. Tobiasz z zaciekawieniem zatopił wzrok w słowach:

Wszystko zjawiło się tak nagle i niespodziewanie
Nawet nie zdążyłem o tym pomyśleć
To wszystko tak bardzo mnie pochłonęło
Dwie skrajności – wczoraj i dziś
Jakże różne dwie osoby – my
Nasze marzenia i poglądy
W których się ciągle gubimy
Czy to jest przeznaczenie?

Wielka różnorodność
Jakże dzika była wtedy
A jak smutna jest dziś

Wszyscy pojawiliście się tak nagle
Niespodzianie was pokochałem
Zdobyłem waszą sympatię
Choć czasem was nienawidzę

Wszystko tak nagle odchodzi
Pozostaje tylko smutek

A może nie wszystko odejdzie
Może zostanie, choć cząstka teraźniejszości
Tylko, po co?
Przecież wszystko jest ulotne
Wszystko już było
Więc co mnie czeka jutro?
Czy to będzie normalny dzień?
Może będzie to kolejny dzień
Za którym kiedyś zatęsknię
A może spotkam ciebie
I powiem – „nienawidzę cię”

Wszystko przede mną
Co było – za mną
Co jest teraz – ze mną

Może kiedyś świat będzie należał do nas
Czyli do mnie i do ciebie
Kimkolwiek jesteś

A może kiedyś obudzę się z głębokiego snu
I nic nie będę wiedział o życiu
Wtedy zacznę wszystko od nowa
Może nauczę się was kochać


Zawsze uparty i dumny – pomyślał Tobiasz. Tak, lubił marzyć. Mówił nieraz, że życie to film, w którym każdy ruch jest zaplanowany. Śledzony przez innych na wielkim ekranie.

***
Ścienny zegar wskazywał już czwartą po południu. Nagle uświadomił sobie, że od początku dnia zjadł tylko lekkie śniadanie i wypił kilka filiżanek kawy. Poczuł głód, ale nie miał chęci przygotowywać obiadu. Postanowił zjeść poza domem i przy okazji pospacerować nad rzeką.
Godzinę później, syty, kroczył nadwiślańskim bulwarem. Zamyślony. Bardzo lubił tam chodzić i bywał często, gdy miał okazję. Uspokajał go widok leniwie płynącej masy wodnej. Podziwiał konstrukcje mostów przebiegających przez rzekę i spoglądał na przeciwny brzeg dziko porośnięty krzewami. Było mu dobrze pośród rzeszy młodych ludzi dostojnie sunących na rowerach i rolkach. Odpoczywał obserwując przycumowane niewielkie statki i barki przemienione w kawiarnie i bary na wodzie. Często spędzał tak kilka godzin maszerując spokojnie i podziwiając krajobraz. Dziś było inaczej. Dużo myślał o rękopisie znalezionym po latach. Bezwiednie przypominał sobie chwile, które, zdawało się, zapomniał. Wyciągał teraz z pamięci kolejne migawki. Na nowo przesuwał stopklatki wyblakłej sylwetki zmęczonej upływem czasu. Przecierał z oczu niewyspanie. Chciałby tak zetrzeć wspomnienia. Wymazać z niechcianej pamięci lata spędzone wspólnie. Tak samo oczy połyskujące wilgocią, których uwodzicielskie spojrzenia były początkiem dialogu i końcem spotkania.
Powiew rześkiego wiatru znad rzeki pomagał wrócić rozbieganym myślom do rzeczywistości, ale tylko na chwilę, po której znów trochę zmieszany na nowo pogrążał się w przeszłość. Przecież kochać to nie mieć wrogów i nie być wrogiem nikomu.

środa, 2 stycznia 2008

styczniowa wyprzedaż w niebie



przymroziło

posypało śniegiem

ziewają zaspane biegówki

kocim gestem oblizują się

z kurzu by znów odkrywać

pomarszczone bielą połacie

radośnie związanych ścieżek

wtorek, 1 stycznia 2008

nie poddaj się

jak zrozumieć świat gdy wciąż przegrywam
jak mam cieszyć się gdy wciąż pod wiatr
czy samotność moja jest chwilowa
czy już zawsze tak przez życie sam

jak odnaleźć ścieżkę na bezdrożach
jak nie zgubić się gdy mapy brak
jak bez końca wierzyć że się uda
jak pożegnać dzień bez żadnych strat

nie poddaj się bo życie jest pytaniem
na które ty odpowiedź dobrą znasz jedynie więc
nieważne wzloty czy upadki to normalne
nie poddaj się już blisko cel i koniec drogi trudnej tej

nie poddaj się posłuchaj serca wreszcie
bo serce wie co dobre jest tak serce dobrze wie
odnajdziesz dziecko w sobie i swoją legendę
nie poddaj się nie poddaj się

jak dogonić czas gdy wciąż ucieka
jak oszukać noc gdy nie chcę spać
gdzie mam jeszcze śladów twoich szukać
nie odnajdę cię nadziei brak

jak pokonać strach że się nie uda
jak okazać siłę swoją mam
nowe sztuczki diabeł naszykował
żebym zgubił się w pułapkę wpadł

nie poddaj się bo życie jest pytaniem
na które ty odpowiedź dobrą znasz jedynie więc
nieważne wzloty czy upadki to normalne
nie poddaj się już blisko cel i koniec drogi trudnej tej

nie poddaj się posłuchaj serca wreszcie
bo serce wie co dobre jest tak serce dobrze wie
odnajdziesz dziecko w sobie i swoją legendę
nie poddaj się nie poddaj się

http://szafa65.wrzuta.pl/audio/pcbRO8Ht6k/duo_dinamico_-_resistire_almodovar_atame_soundtrack

http://pl.youtube.com/watch?v=SU_pPTIBFpU&feature=related